Zapraszamy na wernisaż wystawy retrospektywnej Jerzego Piątka
pt. „Całe życie z fotografią”
dnia 2 września , o godz. 18:00
do Galerii Dolnej i Górnej BWA w Kielcach
wystawa czynna tylko przez tydzień do 9 września 2016
Andrzej Saj
Wobec pejzażu (o fotografii Jerzego Piątka)
„Utrwalaczom władzy widzenia”
– dedykacja.
„Władza widzenia” jest w zasadzie władzą natury; jej niepodważalnym prawem do ujawniania się, uwidaczniania i ekspansji – wzrostu, rozwoju i zanikania. I ciągłego, niezmiennego odradzania się. To „naturalny” niejako jej obowiązek i przywilej. Wspomaga ją w tym świadomy uczestnik tych naturalnych procesów – człowiek wyposażony w odpowiednie narzędzia.
Ta władza (i jej „utrwalacze”) nie bawi się w demokrację. Jest autorytatywna, dyktuje ujęcia i formy najprostsze, właśnie formy naturalne, z jej nieodrodnymi przejawami. Najpełniej uwidacznia się to w przedstawieniach przestrzeni pól, lasów, w górach lub zwisach chmurowej rzeźby, ale też w „znaturalizowanych”, bo poddanych upływowi czasu, zaułkach miejskich i innych miejscach sztucznych wytworów cywilizacji. Co więcej, ślady „władzy widzenia” będą odbijać się w twarzach i oczach tych przedstawicieli natury – którzy obdarzeni są osobową świadomością i inteligencją; tj. jej eksploratorów i użytkowników. Administratorzy (wytwórcy i odbiorcy) tegoż widzenia (jej obrazów) pełnią więc tu swoją wyjątkową służbę.
Natura i jej obraz – to perspektywa, która wykreśla w zasadzie, od początku świadomej aktywności ludzi, kierunek ich inspiracji, wzorców i wytwórczej konkurencyjności. Gdy natura rodzi (tworzy) – człowiek wytwarza; natura udostępnia wzorce – artysta (rzemieślnik) ją naśladuje ale też kreuje, stwarza własne obrazy (formy) nie istniejące w naturze. Tak kultura (jako pochodna cywilizacyjnych umiejętności) włącza się w naturalny obieg jej wytworów i artefaktów. W naturze mieści się „uposażenie” każdej formy: żyjącej, biologicznej (w tym ludzkiej) i archeologicznej (skamieniałości), a więc zarówno przyszłość (teraźniejszość w zmianie) jak i przeszłość znajdują tu swoje odbicie, swój obraz. Problemem jest tylko ich umiejętne uchwycenie i rejestracja.
Formy ludzkiej egzystencji przejawiają się w różny sposób: poprzez gesty, ruch, ciało i ślady jakie człowiek pozostawia w otoczeniu, ale zawsze będą to dowody życia zgodnego z naturą, jeśli nie są – nazywamy je wynaturzonymi. Więc ciało człowieka jest także przejawem naturalnego pejzażu, podobnie jak i sztafaż krajobrazowy w którym to ciało (postać) funkcjonuje, żyje. Życie to z kolei wytwarza własny pejzaż związków i zachowań z jego radościami i troskami, z blaskiem i nędzą egzystencji; krzątania się ludzi wokół ich spraw codziennych albo świątecznych. W każdym bądź razie w zbiorze naturalnych pejzaży, jakie otaczają nasz widzialny świat i są przypisane naszej „władzy widzenia” można mówić także o krajobrazie społecznym, albo społeczno-kulturowym, różnym dla odmiennych grup i środowisk ludzkich.
Każdy z tych pejzaży (przyrodniczy, cielesny czy społeczno-kulturowy) w jego obrazowym ujęciu (manualnym lub mechanicznym) może nakładać się na siebie, tworzyć rozbudowane, wielowarstwowe plany, wyrażające nasze dążenia, aspiracje i spełnienia – rejestrowane w danej przestrzeni i czasie. Dziać się naturalnie jak wszystko, co ma swój początek, zmianę i dążenie do pełni, a potem kres. Czas jest tu zatem owym wyznacznikiem rytmu i pulsem narzucającym zmiany widoków (obrazów) jakie naturalnie powstają i się, w ich oświetleniu, stają widoczne. Świat cały czas się obrazowo przed-stawia, w swej chwilowej trwałości i zmienności; w owej „płynności” w której one (obrazy) rodzą się mimowolnie i ciągle przemijają, znikają. Bowiem, jak chce teoria fotogenii (por. E. Pontremoli), świat widzialny prze ku ujawnieniu, ku zapisaniu się w widoczności – w mgnieniu oczu fotografa, w odbiorczym spojrzeniu; w zachwycie i refleksji z racji upływu czasu, który można „zamrozić”, spowolnić. Świat ten poprzez obrazy buduje o sobie Pamięć –
tę silnię kulturowego obrazowania i interpretowania natury oraz jej realnych odbić.
W tę zmienną, migawkowość obrazów – jakimi rzeczywistość; w swych pejzażowych odsłonach, jawi się – wkracza fotograf ze swoimi beznamiętnymi narzędziami i zaczyna z nią (z naturalnością) prowadzić własną „kulturalną” grę. Grę polegającą na prostym zabiegu przeciwstawienia się prawom natury (a może jednak wkroczenia w jej fotogeniczne kompetencje?), wejścia (poprzez cięcie) w strzałkę czasu i jego zamrożenie na chwilę – w obraz wyrażający zdolności rejestrowania takich widoków, jakie potencjalnie prą ku widzialności, ale są nietrwałe, są momentami, na które trzeba trafić, trzeba je uchwycić w ich celnym, znaczącym wyrazie (np. w tzw. „decydującym momencie”), właśnie w ich naturalnym stanie jawy i nieskrytości. Jednak – wobec wpływu psycho-duchowych predyspozycji autora zdjęć – zdarza się, że w efekcie fotografowania można uchwycić również to, co jest skryte pod „powierzchnią” realności, co zrazu jest niedostrzegalne, niepewne a jednak odsyłające do jakby innej struktury rzeczywistości. Właśnie wtedy u-jawniają się owe zdolności fotogenii w oddawaniu jej własnej aury: tej tajemnicy „wyświetlania” obrazów w których zawierają się treści również nieuświadomione, niejako płynące z głębokich rejonów nie-pamięci; treści (w formach) w istocie stymulowane podświadomymi impulsami, traumatycznymi przeżyciami autora zdjęć, jego doznaniami na jawie a, może, także we snach.
Ten, w zasadzie, uogólniający punkt widzenia na „magię” obrazowania można odnieść do różnych praktyk w obszarze sztuki, ale przede wszystkim dotyczy on fotografii artystycznej – w której chodzi o podkreślenie rangi takiego rodzaju aktywności, gdzie intencje twórcze autora determinują zapis czysto dokumentalny, tzn. gdy proces zapisu danego widoku (pejzażu, aktu itd.) jest wyrazem stanu duchowego i przekonań jego wykonawcy, gdzie chodzi w nim o coś więcej niż o prosty dowód realności. Choć ten, także wobec jego „dojrzewania” wraz z upływem czasu, może być rożnie odczytywany i interpretowany. Przykładem są tu odczytania niektórych foto-dokumentów historycznych, które z czasem nabrały nowych znaczeń, w tym wzbogaciły się o dodatkowe walory artystyczne. Tak stało się z niektórymi zdjęciami wojennymi (por. np. prace R. Faetona albo R. Capy i C. Spengler) czy obrazami z czasów kryzysów społecznych (np. w zdjęciach D. Lange, S. Selgado i innych).
Taką perspektywę interpretacyjną z powodzeniem można również odnieść do twórczości kieleckiego fotografa Jerzego Piątka, którego wybór prac zaprezentowano w ramach jubileuszowej wystawy w miejscowej galerii sztuki (BWA). Retrospektywa ta upoważnia do pokazania prac pochodzących z różnych cykli i zróżnicowanych czasem ich wykonania (pochodzących z rożnych okresów profesjonalnej aktywności tego autora). Tym więc, co tę twórczość uzasadnia i w jakiejś mierze porządkuje może być właśnie owa dedykacja traktująca metaforycznie czynności „utrwalania władzy widzenia” – i to głównie pejzażu rozumianego tu w owej poszerzonej koncepcji przestrzennej: odniesionej do naturalnego krajobrazu, do pejzażu ciała (aktu) i „krajobrazu” społeczno-kulturowego, oddającego specyfikę i klimat czasów PRL-u z jego nędzą, troskami, mozołem i prostotą; dzisiaj często zabarwianą poczuciem nostalgii (bo tak zwykle odczuwa się przemijanie).
W tych trzech zakresach interpretacyjnych (uzasadnianych obrazami fotograficznymi) Piątek osiągnął niewątpliwie maestrię formalną, potwierdzoną licznymi wystawami i dowiedzioną nadto równolegle prowadzoną działalnością wydawniczą (drukarnia „Fine Grain”), dzięki której ukazało się wiele cennych albumów, takich jak m.in. jak „Mistrzowie polskiego pejzażu” z 2000 r., „Kielecka Szkoła Krajobrazu” z 2002 r., „Akt w polskiej fotografii” z 2013 r. oraz wiele innych okolicznościowych katalogów i wydań albumowych.
Był więc Jerzy Piątek jednym z ważnych uczestników, w zasadzie, narodowego „ruchu” mitologizującego polski pejzaż, z jego specyfiką i charakterem. Pejzaż oddający tyleż naturalne ukształtowanie terenu co i jego kulturowe „nasycenie” w znamiona wiary, poczucie sakralności bądź znaki rodzimej swojskości. Tu, wychodząc od dokumentu, wraz z takimi twórcami fotografii krajobrazowej, jak Wiktor Wołkow, Mieczysław Wieliczko, Mieczysław Wielomski, Tadeusz Żaczek, Dariusz Kostecki, Grzegorz Zabłocki, Andrzej Różycki czy Piotr Szczegłów oraz wieloma innymi, był on wyrazicielem i kontynuatorem swoiście rozumianej fotografii „ojczyźnianej”, której podstawy teoretyczne i praktyczne nakreślił swego czasu J. Bułhak. Wszyscy oni rejestrowali obrazy w atrakcyjnych wizualnie formach, a następnie publikowali w zbiorach fotogenicznych widoków, niekiedy nasycanych piktorialnymi zamgleniami i stosownymi „miękkościami”, ale także – w części – nowatorskich w „geometryzowaniu” pól kieleckich wsi – gdy Piątek uczestniczył w projekcie Pawła Pierścińskiego – lidera i twórcy tzw. „Kieleckiej Szkoły Krajobrazu”.
Podobnie akces Piątka do opracowania „pejzażu” ciała ludzkiego (aktu kobiecego) należał z pewnością do owocnych prób szukania własnego wyrazu w tej, już dość zbanalizowanej tematyce. Tradycje aktu w fotografii (i jego popularność) przyniosły tu wybitny efekt wydawniczy, znacząco wpływający na wzbogacenie krajowego dorobku albumowego w tym zakresie (por. „Akt w polskiej fotografii”).
Natomiast niewątpliwym osobistym sukcesem, z wyraźną rangą dzieła, może być traktowany, jako kolejny wieloletni projekt – pomysł rejestracji społeczno-kulturowego „pejzażu” mieszkańców ziemi kieleckiej. Cykl prac, w części ujętych w albumie pt. „Smutek i urok prowincji”, zbiera zdjęcia realizowane przez fotografa w końcówce lat 70. i początkach 80., stając się nie tylko dokumentem życia ludzi w „głębokim” PRL-u, co także dowodem socjologiczno-artystycznym kompetencji ich autora. -Piątek w wielu miejscowościach kielecczyzny (np. Raków, Chmielów, Pińczów, Bodzentyn, Nowy Korczyn, Wiślica, Chęciny i Kielce) „chwytał na gorąco” owe momenty, w których to co ludzkie zderzało się ze sztafażem materialnym, tyleż ubogim, nędznym i karłowatym – jakim bywał pejzaż prowincjonalnych miasteczek i wsi z czasów zgrzebnego PRL-u. Te obrazy rejestrował on w wersji czarno-białej, co po czasie nadało im dodatkowego estetycznego waloru (tu Piątek zdaje się wyznawać zasadę, że „czerń to nie kolor, to wartość” – S. Gainsbourg). Stało się więc tak jakby stan mentalny schyłku epoki, która rozpoczęła się po zakończeniu drugiej wojny światowej, był kontynuowany poprzez przenoszenie nawyków i „dekoracji” okresu przedwojennego w inny czas; w ubogą prowincję, gdzie szarzyźnie i egzystencjalnym trudom życia towarzyszył (ujęty w fotografii) jednak pewien szyk, zawadiackość młodych przeciwstawiona znużeniu, ale i niezłomności ludzi starszych. To w istocie portret Polaków przeszłości, która mija, która chowa się w historię i tylko dzięki fotografii mogła być udostępniona; to jakby „skamieliny” naszego życia codziennego, potocznego i bez przyszłości. Ale właśnie: fotografia stawia tu sobą swoisty pomnik tej aktywności: pomnik pamięci „utrwalaczy władzy widzenia” tego społecznego krajobrazu i jego odmian. Bowiem z tym pejzażem łączy się jeszcze pewien wyodrębniający się akcent – ów temat „misteryjny”. Chodzi tu o pejzaż duchowy społeczności polskiej, oddany w obrazach wiary i tej symboliki (motywy krzyża, kapliczek, świątyń itd.) oraz przykładów kultu religijnego z jego ludową obrzędowością i mistycyzmem wiernych, (autor zapowiada tu nowe inicjatywy wydawnicze).
I to dopiero – można powiedzieć – byłby niemal pełny obraz tej fotograficznej aktywności, która rozwinęła się jeszcze w czasach PRL-u, gdzie stawiano – jak wiemy – pomniki innym „utrwalaczom władzy” (później burzone). Tej „władzy” jakiej służy nam fotografia, a w tym aspekcie również Jerzy Piątek, nigdy jest za dużo i oby nigdy nie została ona zakwestionowana.